Na Melinie

Smu przemierzał tę samą drogę co poprzedniego dnia, i o tej samej porze, ale nic już nie było takie samo. Jego życie było inne. Świat był inny. I, choć był tym wszystkim wielce oszołomiony, to w duchu modlił się, żeby to wszystko nie okazało się snem. Spoglądał co jakiś czas na kieszeń swojej koszuli, w której siedziała sobie Nori, i na Edka, który dzielnie dotrzymywał mu kroku. Specjalnie wyciągnął z zakamarków szafy swoją starą koszulę inżyniera ‘w stylu Dilbert’, bo miała odpowiednią kieszonkę. Oczywiście, eeee … ekhm … dawnymi czasy trzymał w niej dwa długopisy i, jeśli chciał być wywrotowy, jeden ołówek. A teraz znakomicie nadała się na środek transportu dla nornicy.

Edek przypominał mu Mister Spocka nie tylko dlatego, że był do niego fizycznie podobny – brunet i taki jakiś … cały prostokątny. Edek był też nie emocjonalny. Nie szło powiedzieć, co może czuć albo myśleć. Wyraz jego twarzy był nieodgadniony, wzrok przenikliwy, a cały Edek pełen spokoju i równowagi. Jego umiejętność utrzymywania doskonałej koncentracji fascynowała Smutasa, ale też i dziwiła – jakim cudem funkcjonował nieprzerwanie bez odrobiny zmęczenia? Może jednak był kosmitą?? A wypowiadał się jeszcze bardziej oszczędnie niż Smu. Jeżeli Smu był uważany za małomównego, to co dopiero powiedzieć o Edku? No właśnie, niewiele.

Edek był też jakiś taki bezwiekowy. Sprawiał wrażenie człowieka ze stuletnim doświadczeniem życiowym, a wyglądał dość młodo i bardzo rześko. Solidnie zbudowany i wysoki, aczkolwiek, dużo niższy niż Smutas. Cóż, większość ludzkości była dużo niższa niż Smutas. Już jako nastolatek czuł się między ludźmi jak słup telegraficzny. Dlatego też, od wczesnej młodości chodził lekko przygarbiony, próbując ukryć swój wzrost, choć, równie dobrze można próbować ukryć Pałac Kultury i Nauki. Czasem, co prawda, doceniał swoje atrybuty fizyczne. Gdy w latach 80tych w sklepach spożywczych dowieźli towar, to we środku robił się taki tłok i ścisk, że można było się poruszać jedynie w sposób ściśle określony przez dynamikę tłumu, jak na koncercie rockowym. Od czasu do czasu, jakiś klient łapał Smutasa za łokieć i prosił, żeby spojrzał i sprawdził czy w lodówce jest jeszcze twaróg półtłusty (bo najlepszy na sernik), albo jajka, serek topiony, itp. Wówczas czuł się bardzo użyteczny i wyjątkowy.

Kiedy już zbliżali się do chatki, Smu zapytał Edka:
– A tak w ogóle, to jak mnie znalazłeś?
– Przyglądam ci się od jakiegoś czasu. Musiałem się upewnić, że jesteś taki, jak mówiła Gienka.
Smutas przypomniał sobie, jak to poprzedniego dnia wydało mu się, że widział jakąś sylwetkę między drzewami …
– Tak, to byłem ja – potwierdził Edek.
Smu pokiwał głową, ale zaraz, zaraz … jak to, chyba nie zdążył zadać pytania? Chwilowo zostawił temat, bo przejął się już czymś innym.
– Czemu nam nie pomogłeś, jak niechcąco uderzyłem Nori?
– Ona zawsze przesadza, taki charakterek. A ponadto, był to czas, gdy mogłem być tylko obserwatorem – wytłumaczył Edek bardzo zwięźle.
Na tyle zwięźle, że Smu miał potrzebę dowiedzieć się więcej, ale właśnie dotarli do Meliny, przeuroczej chatki, którą ujrzał po raz pierwszy poprzedniego dnia.

Zaraz, momencik. Ale, co się wydarzyło po tym, jak Smu spotkał Edka na schodach? Otóż, udali się na zakupy po orzeszki i popcorn dla Nori, oraz pizzę i browar dla siebie. Edek zasugerował, że opowie mu wszystko, jak usiądą spokojnie, zjedzą pizzę i napiją się, bo na trzeźwo to może być ciężko. Kiedy weszli do mieszkania, Nori zapiszczała wniebogłosy:
– Edeeeek, gdzie byłeś tyle czasu??!! – i wdrapała mu się szybko na ramię.
Smu zobaczył, że Edek lekko się uśmiechnął. Był to pierwszy objaw jakiej bądź emocji, którą u niego zauważył.
– Nie przesadzaj. Minęło raptem kilka dni. Mówiłem, że muszę załatwić parę rzeczy.
Nori nabrała powietrza, żeby coś powiedzieć, ale Edek uciął krótko:
– Teraz muszę ze Smutasem obgadać kilka spraw.

Smutas musiał się zgodzić, że na trzeźwo trochę trudno by było przyjąć wszystkie te niezwykłe informacje. Niemniej, z drugiej strony, po pewnej ilości browarku można mieć wątpliwości, czy to jeszcze informacje w świecie realnym w czasie rzeczywistym, czy to już upojne halucynacje. A do tego, esencjonalny i lapidarny sposób wypowiedzi Edka nie zostawiał ani chwili na przetrawienie nowych faktów. Niemniej, spróbujmy.

Okazało, się, że niezbadane ścieżki Wujka Losu i Cioci Statystyki zawiodły Smutasa wcześniej tego dnia do chatki jego ciotecznej babci Ifigenii. No tak, Gienia … Szeptunka … Ta sama ciotka, z którą nie pozwolono mu się nigdy spotykać, gdy był dzieckiem i nastolatkiem. A potem, cóż, wyjechał na studia do Poznania i więcej o Gieni nie słyszał. Za to wiele innych osób o niej słyszało i uwielbiało z nią przebywać, bo otaczała ją aura niezwykłości, miała wielkie serce, gościnny dom i pyszne nalewki. Ziołowe i nie tylko. Zresztą, znała się na ziołach znakomicie, jak i na innych darach lasu. I była Leśną Szamanką. Niektórzy nazywali ja Szeptunką, co było dość zabawne, bo Gienka była rubaszna, jowialna i szeptem to raczej rzadko mówiła …

Jakiś czas temu uznała, iż, przeżywszy prawie cały wiek i odpracowawszy swoją misję, będzie zapewne ruszać w dalszą drogę. Dlatego, z pomocą Edka odszukała i, poniekąd, przywołała do siebie swego ciotecznego wnuka Łukasza (tak Smutas miał naprawdę na imię). Wiedziała, że jemu właśnie będzie mogła przekazać swój mały świat. Skąd wiedziała? Była wszak Szamanką, wiele rzeczy się wówczas wie. I liczyła na to, że wiele z tych rzeczy jeszcze zdąży Łukasza nauczyć. Niestety, w liczeniu Gienka za dobra nie była. Nie istnieje też, tak naprawdę, spis spraw ostatecznych, gdyż wielkie programy i projekty Wszechświata na bieżąco podlegają modyfikacji. I tak oto, pewnego dnia, ku zaskoczeniu swemu i wszystkich, odmeldowała się z tego Świata dość nagle, co wywołało przejściowy chaos. Na szczęście, wszelkie formalności i sprawy urzędowe, uzgodnione już wcześniej, udało się Edkowi sprawnie załatwić z pomocą zaufanych przyjaciół. Co do reszty, Ifigenia pozostawiła sporo klarownych instrukcji. I na tym etapie Opowieści pojawił się Smutas.
Z rana udali się do notariusza, gdzie Łukasz przyjął ziemski spadek po Ifigenii. Zrobili potem niezbędne zakupy, Smu dla pewności dmuchnął w domowy alkomat (trochę jednak wypili poprzedniego dnia) i ruszyli na Melinę.

Kiedy weszli do chatki, zafascynowany Smu od razu pomyślał sobie o statku kosmicznym z serialu Dr Who, który …
– Tak, też robi wrażenie większej we środku niż na zewnątrz, ale to tylko ciekawe złudzenie – zgodził się Edek, po czym poszedł do kuchni i od razu postawił czajnik na gaz.
Smu przez chwilę procesował w głowie temat i w końcu spytał:
– Czy ty umiesz czytać w myślach??
– O, przepraszam. Normalnie się pilnuję, tylko teraz trochę mnie poniosło.
– Eeee … znaczy, umiesz?
– Konkretnie, to słyszeć, nie czytać, ale owszem – potwierdził Edek, jakby to było najnormalniejsze na świecie. Następnie zaprowadził Łukasza do największego pokoju-salonu i powiedział – zdążyła zapisać część tego, co chciała ci powiedzieć.
Nori właśnie zamierzała coś dodać od siebie, ale Edek ją zgarnął i zabrał ze sobą do ogrodu.

Na stole leżał sobie mały laptopek. Łukasz go odpalił i przyznał z zaskoczeniem, że dawno nie widział sprzętu, który uruchamiał się tak powoli. Pomyślał sobie, jak bardzo mógłby pomóc cioci w tym, co on umiał robić najlepiej. I jak wiele mógłby od niej się nauczyć … gdyby tylko mogli się byli spotkać. Cóż, podobno wszystko dzieje się w odpowiednim czasie i miejscu … Otworzył folder „dla Łukasza” i zobaczył dwa pliki, „horoskop Łukasza” i „list do mojego ciotecznego wnuka”. Z zaciekawieniem przeczytał horoskop, który Gienia dla niego przygotowała. Ale najfajniejszy był komentarz na końcu: „Fajnie jest poznawać siebie bez końca. Studiuj wszystkie swoje horoskopy. Lecz, pamiętaj, jak to powiedział Wielki Strażnik, ‘Mądrymi gwiazdy nie rządzą, oni sami kształtują swój los’. Pewnie wiesz, skąd ten cytat? 😊 😊”
Czyli ciocia też lubiła „Kajka i Kokosza”. Smu zorientował się, że uśmiecha się od ucha do ucha, ale po policzkach płyną mu łzy. Dlaczego płakał? Rozejrzał się wokół po tym zabawnym, schludnym miejscu, pełnym wesołych gadżetów, spojrzał na listy od cioci, i zrozumiał … wreszcie był u siebie w domu. Tak to więc wyglądały i smakowały łzy szczęścia.

Mimo, że był ogromnie wzruszony, nie mógł się momentami powstrzymać od śmiechu, kiedy czytał sobie przesłania i wskazówki od ciotki:
„Nad tą dużą szafą mieszkają dwa pająki, Roman Junior i Klaryska. Nie przeganiaj ich, nie dokarmiaj. Z czasem nauczysz się porozumiewać nawet z nimi. […] Myszuni ty nadasz imię. To mała złośnica i trudny charakterek, uzbrój się w cierpliwość. Pandora tylko tak groźnie wygląda, nie przejmuj się. …” Dziwne, miał wrażenie, że kiedy czyta te listy, to tak, jakby z ciocią rozmawiał.

Wyjrzał przez okno na ogród. Był on może i lekko zdziczały, ale przyjemny i pełen owocowych drzew i krzewów. Wyglądał pięknie i praktycznie, jedynie trawę można by było trochę przykosić. Przepełniony wrażeniami i wzruszeniem postanowił dołączyć do Edka i Nori, i odetchnąć świeżym powietrzem. Kiedy zbliżał się do nich swoim szybkim krokiem, oboje zrobili wielkie oczy i nabrali powietrza, ale nie zdążyli go uprzedzić i … Smu potknął się o coś, czego nie zauważył w wysokiej trawie, i w całej swej dwumetrowej okazałości runął na ziemię.
– Ojej – przestraszyła się Nori. – Zapomnieliśmy ci powiedzieć, żebyś uważał! To puszka Pandory. Trzeba ją przestawić w inne miejsce.
W tym momencie Edek nagle przypomniał sobie o czajniku, pomógł Smutasowi się pozbierać i pobiegł do chatki. Woda wyparowała i pełen dezaprobaty czajnik zaczynał już leciutko zmieniać kolor. W tym zamieszaniu Smu zapomniał spytać, kim jest Pandora. I dobrze, inaczej nie miałby szansy niechcąco przeprowadzić niezwykle interesującego eksperymentu.