Prawda cię zaboli

 Na Melinie tymczasem, wszyscy sobie właśnie odpoczywali po przygodzie na szosie. Smu wrócił do domu z piękną papugą na ramieniu i Melinowe gospodarstwo domowe powiększyło się o kolejną Istotę. Alex, bo tak miała na imię, przybyła z daleka.
– Jak to się stało, że trafiłaś do nas? – zapytał Smu.
– Wiedziałam, że mam do was trafić.
– Skąd wiedziałaś?
– My takie rzeczy wiemy – wzruszyła papuga skrzydłami. – Wiemy, gdzie jesteśmy potrzebne. Wam potrzeba łączności z Ziemią, z materią. Ona objawia się w energii skoncentrowanego Działania. Ja niosę taką energię. – Alex przyjrzała się uważnie Smutasowi i już chciała coś dodać, ale uśmiechnęła się tylko i powiedziała – wszystko w swoim czasie …
Nori ucieszyła się z przybycia Alex, bo była stworzonkiem bardzo plemiennym. Jednak widać było, że nie podobało jej się, że nie jest już w samym centrum uwagi i można było oczekiwać, że te dwie charakterne dziewczyny będą się w przyszłości, ekhm … trochę ścierać.

Spałaszowali pyszny obiado-podwieczorek i Smutas usiadł nad laptopem, żeby nadrobić trochę spraw zawodowych. Przez otwarte okno miał widok na bajkowy ogród, ale wkrótce zatopił się w pracy koncepcyjnej i zapomniał o całym świecie. Tak, to był ten stan cudownego przepływu, który uwielbiał. Stan, w którym nie istniały problemy, tylko sprawy do załatwienia i odpowiedzi do odnalezienia. Poddanie się temu przepływowi w połączeniu z wybitnymi umiejętnościami analitycznymi doprowadzało go do niezwykłych odkryć i rozwiązań. Potrafił tak pracować godzinami prawie bez ruchu (alarm by się nie włączył), a jeśli nie znalazł szukanych odpowiedzi, ‘kładł się spać’ z tym zagadnieniem i rozwiązanie przychodziło we śnie. To znaczy, no … eeee … wstawał rano i jakoś takoś wszystko wiedział. Był z siebie wówczas bardzo dumny i czuł się trochę jak Albert. Jednak, najbardziej niezwykłe w tych stanach było poczucie bycia blisko odpowiedzi na pytania fundamentalne. Blisko centrum bytu, blisko założeń Wielkiego Projektu, blisko … niebezpiecznie blisko … samego siebie?

Zgodzimy się chyba, że wyrwanie człowieka z takiego stanu koncentracji może być dla niego pewnym wstrząsem. Dlatego, gdy,  usłyszawszy cichy syk, Smu uniósł wzrok i zobaczył na stole piękną żmiję szczerzącą kły w jego kierunku, odepchnął się gwałtownie od krawędzi stołu i runął razem z (tradycyjnym, drewnianym) krzesłem na podłogę. Ku swemu zdumieniu, poczuł, że nie było to jakieś dotkliwe doświadczenie. Wrócił wspomnieniem do książek starego rosyjskiego szpiega, w których przeczytał opis treningu padania z krzesłem. Szczerze mówiąc, wielokrotnie myślał, że kiedyś to wypróbuje.*

– Zaraz, czy ty nie miałaś takiej przygody jak prowadziłaś szkolenia językowe w jednostce wojskowej? – przypomniała sobie Kinga.
Oga, wkurzona jak zawsze, gdy jej przerywali w czasie prowadzenia Kroniki Ekipy, fuknęła:
– Na szczęście to było tak dawno, że omal nieprawda.
– Ale to musiał być ciekawy eksperyment.
– Owszem. Kiedy po biurku ci chodzi jakaś ogromna pluskwa rodem z kosmosu, ty masz przed sobą 18 oficerów wojsk lotniczych, a na sobie letnią kieckę, to jest to wówczas unikalny wręcz eksperyment. No, cóż. Nie ma co jęczeć, bo, rzeczywiście, nic się nie stało, a miny były bezcenne. Ale stanowczo odradzam próbowanie.

Smu kontemplował jeszcze przez chwilę to niezamierzone doświadczenie, a potem zaczął powoli zbierać się z podłogi. Żmija wyjrzała ostrożnie zza krawędzi stołu.
– Cześć. Jestem Pandora. Czemu tak spanikowałeś? – zapytała zaskoczona.
– Aaaa … ekhm … bardzo mi miło … eeee … bo tak trochę wyszczerzyłaś kły …
– To miał być uśmiech – oświadczyła żmija lekko urażona. – Poza tym, to są zęby jadowe, tak na przyszłość. I nikogo, zasadniczo, nie kąsam na co dzień.
Do pokoju wparowali Edek z Nori i Alex.
– Ooooo – zauważyła nornica – zapomnieliśmy ci powiedzieć, że Pandora …
– Aaa … eeee … ekhm … spoko. Bardzo się cieszę – powiedział Smu niepewnie.
Nori i Edek serdecznie uściskali Pandorę, która bardzo nie dawała po sobie poznać, że też się cieszy ze spotkania. Jako porządny gospodarz, Smu przedstawił sobie Pandorę i Alex. Kiedy żmija i papuga popatrzyły na siebie, miał wrażenie, że choć widzą się po raz pierwszy, to wyglądają, jakby znały się od dawna … Mocno już oszołomiony Smutas z ulgą stwierdził, że nadszedł czas wieczornego posiłku, można się zająć czymś konkretnym i wrócić do równowagi. Nic tak nie przywraca koncentracji na chwili obecnej jak krojenie cebuli.

Po kolacji odpalili browarek, orzeszki, popcorn i co tam każdy uważał za przysmak i przekąskę. Smu wreszcie odważył się zadać Pandorze pytanie:
– Ekhm, eeee … a tego, no … jakby, ty jesteś …
– Od Prawdy – rzekła żmija uroczyście – niosę energię Prawdy.
– Ooo … super.
Pandora wydała się lekko rozbawiona piorunującym wrażeniem, jakie zrobiła na Smu.
– Luzik, ja naprawdę nie gryzę. To znaczy, ściśle mówiąc, nie kąsam.
– A … nie boisz się mówić prawdę?
– A co ja, w wyborach startuję, żebym się miała bać mówić prawdę? – odparowała żmija, na dobre już ucieszona. – A tak poważnie, nie znam Prawdy. Nikt nie zna. Choć, akurat ja mam z nią wiele wspólnego.
– ??
– Prawda jest ukąszeniem węża – oświadczyła Pandora wzniośle.
– O kurczę – Smutas lekko się skonfundował.
– Tak – potwierdził Edek z uciechą (uwielbiał drażnić się z Pandorą, gdy zachowywała się tak bombastycznie). – Skutkuje dezorientacją, niepokojem i przyspieszonym tętnem. W szczególnych przypadkach możesz spuchnąć, jeśli, np., oberwiesz od kogoś za nieproszoną opinię, która ci się wydaje tak prawdziwa, że aż musisz się nią podzielić.
– Bardzo śśśmieszne – wycedziła żmija – lecz, z drugiej strony … całkiem trafne – dodała  z satysfakcją.
– Trudno jest być i żyć bez przekonania, że się zna prawdę – zaoponował Smu.
– Taaak – westchnęła Pandora. – Ludzie najchętniej podłączyli by Wszechświat do wykrywacza kłamstw – oby tylko móc odkryć prawdę, zdobyć odpowiedzi, wszystko wiedzieć, mieć pewność. Tę jedną jedyną właściwą prawdę. Najlepiej wziąć ją w posiadanie, w niewolę struktur, myślowych, a potem społecznych. Następnie ująć w garść zasad i wytycznych nie do odrzucenia. Mimo, że wszyscy wiedzą, lub chociaż czują, że jedyne, co jest możliwe, to szukanie Prawdy, bo jest nieuchwytna. Już ją łapiesz za ogon, a ona wciąż umyka. To takie wyczerpujące. Już lepiej ubrać jakąś iluzję w ciuchy prawdy, żeby móc się o coś oprzeć i mieć chwilę wytchnienia. Lecz, jeśli ustaniesz w poszukiwaniach wtedy Ona zacznie szukać ciebie, a to się nigdy nie kończy przyjemnie.
– Ale skąd mogę wiedzieć, że chociaż szukam tam gdzie potrzeba?
Pandora westchnęła z odrobiną niecierpliwości i ucięła:
– Nie możesz.
– Prawda nie leży w granicach twojej Wiedzy – powiedział Edek w głębokim zamyśleniu. – Ona jest zawsze poza horyzontem dotychczasowego poznania. Gdyby nie to, myśl ludzka nie miałaby szans się rozwijać. Nie byłaby tak zwinna, aby pomóc ludzkości przetrwać w świecie, gdzie podstawowa zasada to ‘dostosuj się albo giń’. Ani nie mogłaby stać się tak potężna, żeby przekraczać cały czas granice poznania. To głód Prawdy jest niezbędny do tego by ludzkość wspinała się na kolejny poziom Świadomości.
– I jeżeli ktoś sądzi, że zna Prawdę, to znaczy, że tak sądzi – podsumowała Pandora lekko niezadowolona, że Edek się wtrącił w dziedzinę jej ekspertyzy już przy pierwszym spotkaniu z nowym człowiekiem na Melinie 😀 😀 .
– Zaraz, a mi do tej pory nikt nie powiedział, że coś niosę – wtrąciła Nori z pretensją.
– Owszem, ty masz nieść energię spontanicznej Twórczości, która wywodzi się z chaosu – poinstruowała ją żmija.
– Co znaczy ‘mam nieść’? Niosę czy nie niosę??
– Na razie to głównie chaos, ale widocznie tak ma być – domknął dyskusję Edek i zarządził przygotowania do snu zanim Nori zaczęła się sprzeczać.

A na dworze … słońce już zaszło, a w lesie zaczynało się nocne życie, balangi, krwawe łowy i takie tam. Smutas chciał pobyć chwilę sam. Potrzebował swojego kawałka czasoprzestrzeni na przetrawienie tego wszystkiego. To nagromadzenie wydarzeń i refleksji przekroczyło jego zakres percepcji i możliwości procesowania informacji. Wyjrzał podejrzliwie przez drzwi, ale w ogródku nie było nikogo, ani nie działo się nic niezwykłego. Wziął głęboki oddech i pomyślał, że przydałoby mu się parę dni wytchnienia (bez większych niespodzianek i nietuzinkowych gości) na uporządkowanie chaosu w głowie. Tymczasem, już całkiem niedaleko, po jednej z leśnych ścieżek, wesoło dreptał sobie w kierunku chatki Beztroski Borsuk Błażej.

*Zastrzeżenie: odradzamy stanowczo robienie ćwiczenia z krzesłem. To, że Oga i Smu wyszli z tego cało, nie gwarantuje, że każdemu się uda.