Ekipa się zbiera

Słoneczko świeciło jak należy, nie za mocno, nie za słabo. Świat pięknie wyglądał w ciemnej zieleni późnego lata. Ptaki od niechcenia świergoliły, owady leniwie pobzykiwały. Dzień był znakomity, cud-miód, ultramaryna. Dlatego też Smutas z Edkiem przyszykowali mały piknik i zabrali Nori nad jeziorko. Smu przygotował wybór orzeszków i innych przysmaków, a świadoma jego poczucia winy Nori kaprysiła jak Basieńka Wołodyjowska po tym, jak uciekła od Azji Tuhajbejowicza, który ją był porwał.

– Zaraz, zaraz – przerwała Nori. – Co to za babka ta Basieńka?
– No, taka postać z trylogii Sienkiewicza. Opowiem ci przy okazji. Przecież to jest dopiero pierwszy odcinek, a już musicie przerywać mi pisanie – zezłościła się Oga.
– Swoją drogą, fakt, że Basieńka wybrała Wołodyjowskiego a nie Azję świadczy o tym, że Sienkiewicz na pewno nie był kobietą – wtrąciła Kinga.
– Czemu? – dopytywała Nori.
– Dlatego, że babki zwykle nie wybierają szlachetnych facetów. Lecą na łobuzów i łotrów, szczególnie jeśli łobuzy i łotry są w nich tak szaleńczo zakochani jak Azja.
– No, właśnie – dodała Greta. – Z tego samego powodu wybór Heleny w „Ogniem i mieczem” jest niewiarygodny. W rzeczywistości wybrałaby Bohuna, nie Skrzetuskiego. Myślę, że żałowała wyboru, szczególnie jak on jej zrobił …
– Ooookej. Rozłóżmy dekonstrukcję lektur szkolnych jeszcze na inne okazje – przerwała stanowczo Oga.

Nori przyglądała się z uśmiechem jak Edek i Smu taplali się nieopodal beztrosko w jeziorze, gdy nagle usłyszeli przenikliwy wrzask:
– Eeeej, ludzie! Łapcie telefon i biegnijcie do szosy! Wypadek, wezwijcie pomoc!
Wszyscy ze zdziwieniem rozejrzeli się wokół, lecz nikogo nie było. Nagle dostrzegli pięknego egzotycznego ptaka, który odleciał w kierunku szosy. Smu przechwycił Nori i razem z Edkiem pobiegli za nim.

Na szosie, istotnie, lekko dymiły dwa zderzone samochody, a tuż obok na gałęzi przydrożnej lipy siedziała sobie przepiękna, intensywnie zielona papuga. Edek skoordynował czynności, Smu wezwał pogotowie, Nori wśliznęła się przez szparę w oknie, żeby sprawdzić jak sytuacja we środku i przystąpili do udzielania pomocy. Po wszystkim, kiedy ratownicy zabrali już poszkodowanych, podeszła do nich pani policjantka, aby spytać o okoliczności wypadku. Papuga wciąż siedziała sobie na gałęzi, z zainteresowaniem przyglądając się całej scenie.
– A jak pan się zorientował, że doszło do wypadku? – zapytała pani oficer robiąc sobie jakieś notatki.
– Ja zobaczyłam i poleciałam nad jezioro wezwać pomoc, bo tu rzadko kto jeździ – wtrąciła papuga.
Smu w ostatniej chwili złapał omdlewającą panią policjantkę, a ptaszyca powiedziała zdziwiona:
– O rany, nigdy nie widziała gadającej papugi?
– No, cóż – stwierdził Edek z uśmiechem – może nie taką, która gada całymi złożonymi zdaniami.

No dobrze, ale jak to wszystko się zaczęło?